wtorek, 22 lipca 2014

Rimmel 60 Seconds Instyle Coral + topper Life 04

Boże, jak ten lakier smuży. Jak słabo kryje. Jaki on jest upierdliwy. Tak, tak, chodzi o Instyle Coral od Rimmela. Piękny na zewnątrz (kolor), zepsuty w środku (okropna formuła).

Lakier z serii 60 Seconds o numerku 415 przysparza wielu kłopotów. Strasznie smuży, kryje po 3 warstwach w sposób jedynie dostateczny, bo i tak nadal widać na nim nierówności. jedynym pocieszeniem jest jego piękny kolor. Połysk też ma ładny, ale bez wysuszacza ani rusz przy tylu warstwach, więc to nawet nie można uznać za zaletę. O schnięciu w 60 sekund nie ma co marzyć. Pod top coatem dość łatwo zaczyna odchodzi przy bokach paznokci.

Urozmaiciłam ten problematyczny lakier topperem Life z SuperPharmu, równiez po to, by zakryć ewentualne smugi, które pozostały. Jest to fajny, wielokolorowy, matowy brokat. Trochę za dużo w nim przezroczystej bazy jak na mój gust i trzeba nieco łowić cząsteczki, ale i tak jest ok. poprowadziłam go tylko przez środki paznokci. 

Tak to wygląda. Podoba Wam się uzyskany efekt?






środa, 16 lipca 2014

"Czy krótkie paznokcie mogą być ładne?" - w roli głównej neonowy Lemax




Moje paznokcie ostatnio musiały znosić wiele. Postanowiłam dać im spokój, nie łatać nadłamań, ale po prostu skrócić je. I to porządnie. I tu rodzi się tytułowe pytanie: czy krótkie paznokcie też mogą być ładne? Czy będziecie chcieli takowe u mnie oglądać? (Przynajmniej przez parę tygodni.)

Wiele blogerek ma krótsze paznokcie, na których tworzą śliczne rzeczy i efektowi końcowemu nie można mieć nic do zarzucenia. Ja jednak do krótkich nie jestem wcale przekonana. Po latach obgryzania nie kojarzą mi się dobrze. Tak więc zazwyczaj czas ich łamania był istną katorgą, a ja nie byłam w stanie w żadne sposób sprawić, by wyglądały dobrze i schludnie, blog cierpiał. Teraz postanowiłam to zmienić. Z pomocą miał mi przyjść między innymi neonowy żółty "lakier dzbanek" Lemax. Teraz kilka słów o nim.

Ten Lemax to kremowy neon, ale nie jest to wyjątkowo intensywna żółć. Czasem wygląda na nieco limonkowy. Przy piaskowej Ibizie od Lovely zostaje daleko w tyle. Formułą ma taką raczej żelkową i okropnie kryjącą. Musiałam nałożyć aż 3 warstwy, a na palcu środkowym wylądowały nawet 4! Dla mnie dwie to jest maksimum cierpliwości. Po przygodzie z neonowymi marmurkami tej firmy byłam w szoku, tamte kryły przy 2 cienkich warstwach, a tu takie żarty. Na szczęście schnie bardzo szybko i kosztował mnie tylko 2,50 na allegro. Pod top coatem trzymał się tak sobie, lekko mi poodchodził gdzieniegdzie na 3 dzień od pomalowania. Zmywa się dobrze. 





Nie wiedziałam co na moich małych pazurkach wykombinować na szybko. W końcu padło na ćwieki z Born Pretty Store i akcent czarnym lakierem Golden Rose Rich Color w formie saran wrap.

Jak Wam się podoba to wszystko?

Całusy, Migdałowa :)




środa, 9 lipca 2014

Lovely Ibiza 1 i 3



W ostatnim poście pokazywałam zdobienie lakierami Ibiza z wykorzystaniem gradientu oraz stempli. Teraz pokażę Wam te lakiery solo oraz je recenzuję. 

Lakiery Lovely Ibiza to seria 3 bardzo intensywnych neonów o piaskowym wykończeniu. Nr 1 to neonowa żołć z kropla zieleni, nr 2 to neonowy, chłodny róż, a nr 3 to neonowy pomarańcz z odrobiną brzoskwini. Wszystkie mają w sobie bardzo drobny, srebrny shimmer, który na paznokciach wcale nie rzuca się w oczy.
Lakiery te są przeznaczone tylko do sztucznych paznokci, ze względu na zawartość barwnika zabronionego do stosowania w UE. Ja jednak malowałam nimi kilkakrotnie moje naturalne paznokcie i to nawet bez bazy, żeby piaskowy efekt był ładny. Wszystko było w najlepszym porządku, nawet płytki nie miałam odbarwionej.

Posiadam kolor nr 1 i 3. Zaczniemy od pierwszego, czyli żółci. Mój egzemplarz jest dość gęsty. Trzeba nakładać go umiejętnie i w miarę cienko, żeby zamiast piasku nie powstała gruba, "błotna" masa. Mimo zwartej konsystencji i zawartości tych tajemniczych barwników, nie jest fenomenalnie napigmentowany. Dwie warstwy najczęściej nie wystarczają i trzeba dołożyć trzecią do pełnego krycia. Trochę to wydłuża czas schnięcia, ale nadal da się to znieść.





Pomarańcz jest na żywo o wiele bardziej intensywny niż na zdjęciach. Nieco lepiej udało mi się go uchwycić w wakacyjnym zdobieniu na konkurs Lovely. U mnie jest nieco rzadszy niż żółty, przyjemniej się go nakłada, również trochę szybciej schnie. Może też dlatego, że używałam go mniej. W dodatku kryje lepiej, bo 2 warstwy wystarczą w zupełności.





Z ogólnych charakterystyk mogę jeszcze dodać, że oba zmywają się znośnie, ale mogą zostawiać brokatowe drobiny na palcach. Z ich trwałością jest różnie, czasem coś potrafiło mi odprysnąć na następny dzień od malowania, a znów na reszcie paznokci trzymały się bardzo mocno. To już zależy od wielu indywidualnych czynników.

W tych lakierach przede wszystkim chodzi o niesamowite, bijące po oczach kolory, idealnie pasujące do letniej opalenizny - i to dostajemy. Drobna piaskowa faktura jeszcze je urozmaica. Dla mnie mają więcej plusów, szczególnie pomarańczka. Warto zainwestować w nie, jako coś wyjątkowego na letnie imprezy. Do zakupienia w Rossmannie, w cenie 8,69 zł/8 ml.

Ja Ibizy polubiłam, a Wy?

Całusy, Migdałowa :)

piątek, 4 lipca 2014

Tropikalny manicure z lakierami Ibiza

W końcu powróciłam na bloga. Sesja egzaminacyjna w połączeniu z nową pracą w której i tak nie mogłam mieć pomalowanych paznokci wymusiła czasowe porzucenie go. Teraz wszystko wraca do normy, więc mam nadzieję i z blogiem wyjdę na prostą, bo mam do zrobienia naprawdę ogromną ilość swatchy i zdobień. To była moja dotychczasowo najdłuższa przerwa w jego prowadzeniu i trochę trudno było mi wrócić do rutyny tworzenia postów. Ale oto coś jest.

To zdobienie stworzyłam na konkurs marki Lovely zatytułowany "My lovely holidays". Udało mi się zostać jedną z 3 laureatek, z czego ogromnie się cieszę :) Niedawno przybyła do mnie nagroda konkursowa, którą na pewno niebawem Wam pokażę.





Głównymi bohaterami tego manicure są oczywiście lakiery Ibiza. Piękne piaskowe neony w kolorze żółci i pomarańczu. Miałam w planach wrzucić najpierw ich recenzje, ale te plany mi się pokrzyżowały, więc pojawią się one w dalszej kolejności. Na palcu środkowym i serdecznym wykonałam nimi gradient. Na pozostałych paznokciach nałożyłam białą bazę Golden Rose Selective 04, a następnie wykonałam gradientowe stemple płytką m95 z allegro. Zwieńczeniem mojej pracy było namalowanie palm za pomocą cienkiego pędzelka i czarnego lakieru Golden Rose Rich Color 35.






Powiem Wam szczerze: odkąd wykonałam ten oraz poprzedni słodyczowy mani na konkurs Essence, zauważyłam, że zrobiłam spory postęp. Byłam naprawdę zadowolona z tego co mi wyszło. Nie pamiętam, by wcześniej malowało mi się tak przyjemnie i z tak satysfakcjonującym efektem. Postanowiłam, że czas się w końcu docenić. Oczywiście, że moje pomysły nie były jakieś nowatorskie, a wykonania bezbłędne, ale według mnie zrobiłam spory krok na przód. Żałuję tylko, że ostatnio wiele rzeczy oderwało mnie od tworzenia następnych zdobień. Mam tylko nadzieję, że kontynuacja będzie równie dobra.

Całusy,
Migdałowa :))

poniedziałek, 16 czerwca 2014

Wibo Candy Shop nr 2 i podkradzione zygzaki



Wibo Candy Shop to seria lakierów piaskowych, w słodkich, letnich kolorach. Ja posiadam 2 z 4 dostępnych. Jako pierwszy pokazuję Wam numer 02. Jest to ciepły, taki powiedzmy truskawkowy odcień różu. Na żywo wygląda znacznie żywiej niż na zdjęciach, bliżej mu do efektu neonowego niż pastelowego.

Lakier kryje po 2 warstwach, aplikacja jest bardzo przyjemna. Schnie szybko, a następnie tworzy lekko chropowatą, matową powierzchnię, która w żaden sposób nie utrudnia codziennego funkcjonowania.

Trwałość tego lakieru jest taka jak większości w moim przypadku - na 3 dzień miałam lekko starte końcówki i jeden malutki odprysk, na 4 dzień pojawiło się ich więcej.

Jego wygląd zachęca, formuła zachęca, cena zachęca. Do kupienia w Rossmannie za jakieś 7 zł.

Ja na Wibo nigdy nie narzekam, może nie są najrzetelniejszą firmą na świecie, ale mają w swojej szafie kilka naprawdę dobrych produktów i to w bardzo niskich cenach, których nie spieszy mi się zmieniać.




Nosząc tego cukiereczka natknęłam się na zdobienie wykonane przez Anita Nails, która z kolei zainspirowała się instagramowym zdjęciem TrendyPolish. Bardzo mi się ono spodobało. Dodatkowo miałam na pazurkach tylko trochę ciemniejszy lakier z tej samej serii, więc nie mogłam się powstrzymać i również je odwzorowałam.

Oczywiście nie wygląda identycznie, ze względu na mój kształt i obecną długość paznokcia, ale i tak nie wiedzieć czemu, to stosunkowo proste zdobienie wybitnie do mnie przemawia.

Do Was też?




czwartek, 12 czerwca 2014

Słodki manicure na konkurs Essence

To zdobienie wykonałam na konkurs "Słodkości w zasięgu ręki" organizowany przez firmę Essence. Niestety nie udało mi się zdobyć żadnej nagrody, ale i tak jestem z siebie i mojego mani zadowolona.

W moim słodkim manicure zamieściłam całkiem zgrabne lizaczki, apetyczną babeczkę z wisienką na szczycie oraz uroczego cukiereczka. Wszystko okrasiłam kolorowym, brokatowym topperem Essence.

Malowanie tych słodkości sprawiło mi sporo frajdy. Nie ukrywam, że jestem uzależniona od słodyczy, więc temat konkursu bardzo przypadł mi do gustu :D

Lakiery, które użyłam:
- Baza: Eveline Diamentowa odżywka
- Golden Rose Rich Color nr 46 (jasnoróżowe tło)
- Orly Pink Waterfall (chłodny róż - lizak, paseczki na bebeczce)
- Rimmel 60 Seconds 415 Instyle Coral (lizak, wisienka, cukierek)
- Golden Rose Selective 04 Milky Way (patyczki, krem na babeczce)
- Colour Alike Typografia E (podstawa babeczki)
- Essence Nail Art Special Effect Topper 02 Circus Confetti
- Golden Rose Rich Color nr 35 (czerń - kontury)
- Top Coat: Poshe

Co sądzicie o moich słodkich paznokciach?


Pozdrawiam, Migdałowa :) 





sobota, 7 czerwca 2014

Neonowo-różowy marmurek Lemax


Nie macie już dość tych marmurków Lemax? Bo ja nie. Jeszcze nie zdążyłam się nimi wystarczająco nacieszyć. 
Dotychczas raz tylko nosiłam neonowy róż i to w najprostszej możliwej odsłonie, o tak właśnie:






Muszę przyznać że zaskoczył mnie ten lakier. Obawiałam się trochę problemów z kryciem, a tu się okazuje, że maksymalne nasycenie koloru otrzymujemy po 2 cienkich warstwach. Nie jest to oczywiście jakiś spektakularny wynik, ale jak na neon - bardzo dobry!
Prócz tego szybko wyschnął. Trzymał się na paznokciach standardowo jak dla mnie, czyli ok. 3 dni, przy czym w tym czasie lekko starły się końcówki. Nie ma zbytniego połysku, ale właściwie nie oczekiwałam tego, ani mi go nie brakuje.

Kolor - piękny, intensywny, neonowy, dość chłodny róż. Na pewno nie spodoba się każdemu, jak takie barwy jako akcent na paznokciach czy ustach bardzo lubię :) Zatopione są w nim mikroskopijne, czarne drobinki tworzące efekt marmurku - lekko tonują i urozmaicają ten wściekły róż.
Jest to wspaniałe połączenie na lato.

I to wszystko można dostać albo w sklepach internetowych, albo w niektórych małych osiedlowych drogeriach za około 2,50 - 4 zł :)

Nie pytam czy macie, bo na pewno chociażby jeden z tej serii macie, albo będziecie mieć :D
To może, czy nadal je tak bardzo kochacie? Ktoś oparł się szałowi na neonowe marmurki?

Całusy, Migdałowa :)




poniedziałek, 2 czerwca 2014

Klasyczna czerń - Golden Rose Rich Color 35

Gdy byłam młodsza, czarny lakier na paznokciach nie kojarzył się dobrze. Często utożsamiany była z "Emo-nastolatkami" i innymi subkulturami. Nie był to kolor, który chciało się nosić.

Niedługo potem czerń wdarła szturmem na paznokciowe salony i pozostała tam do teraz. Stała się niewątpliwym klasykiem, pasującym do eleganckich strojów jak i glam-rockowych stylizacji. Nie można nie wspomnieć też o tym jakie czerń daje możliwości w zdobieniu. Stemple czy wzorki wykonywane ręcznie pędzelkiem - czarny lakier zawsze się do tego nadaje i przydaje.

Ja mam na pazurkach lakier Golden Rose Rich Color nr 35. Wspaniała, mocno kryjąca czerń. Wielozadaniowa, szybkoschnąca - zawsze się sprawdza.
Świetnie się nakłada, w zależności od naszych paznokci i tego, co chcemy na nich robić, nakładamy go 1-2 warstwy (na zdjęciach 2).
Nic dodać, nic ująć :)






Tu mam jeszcze zdobienie, który robiłam na szybko przed imprezą. Miało mi rzekomo do koszulki pasować (tej w tle). Jest to zmatowiona czerń Rich Color i pseudo kratka. Nie wyszło to za fajnie, nie ma czym się chwalić. Dobrze, że chociaż na żywo wyglądało lepiej niż w obiektywie.

wtorek, 27 maja 2014

Wielki haul: promocja Rossmanna i inne zachcianki

Ostatnie 2 miesiące upłynęły pod znakiem zakupów kosmetycznych. Ile drogerii, tyle było promocji "nie-do-przegapienia". Może nie pobiłam rekordu, ale nie pewno moich zdobyczy nie jest mało. Jeśli chodzi o kolorówkę do twarzy, to na szczęście moje zakupy były dość przemyślane i zapolowałam na rzeczy niezbędne, których będę używać często i dla których nie mam zmienników w kosmetyczce. Oczywiście z lakierami do paznokci było trochę gorzej. Od teraz mam zakaz kupowania lakierów do końca września. Czy to długo, krótko? Myślicie, że uda mi się w tym postanowieniu wytrwać? :)

Przejdźmy to prezentacji tego co ostatnio nabyłam przy bardzo różnych okazjach:

1. Pierwsze były zakupy grupowe w Golden Rose. Nie było szaleństw, bo było to już drugie tego typu przedsięwzięcie w dość krótkim odstępie czasowym. Mamy lakierowe trio, kolory nieśmiertelne i klasyczne: granat, czerń i biel. Są to kolejno lakiery Rich Color nr 16 i nr 35 oraz Selective 04 Milky Way
Dodatkowo nie mogłam "przejść" obojętnie obok hitu, jakim są matowe szminki Velvet Matte. W moje ręce wpadły 2 kolory: 07 i 13 oraz pasująca konturówka. Na blogu jest już ich RECENZJA.



2. Potem przyszły do mnie neony Lemax. Każda blogerka mówiła o nich i chwaliła się swoimi marmurkami. Ja sprawiłam sobie dwa: różowy i zielony oraz kremowy żółty. Zakupiłam je na allegro od promoto-promoto.



3. Gdzieś po drodze zapragnęłam palety MUA Undress Me Too. Przypadkowo do koszyka w Minti Shop wpadły mi też pędzle Hakuro: H55 do pudru oraz H85 do brwi i eyelinera (tu już kroił mi się zakup żelowego z Maybelline). Dostanie kamuflarza z Catrice w kolorze 01 graniczyło w Naturze z cudem, więc nabyłam go też przez internet, zgodnie z zasadą "oszczędnie, za jedną przesyłką" ;)

Wybaczcie brudasowi H55 :)


4. Tu widać wspomniany Catrice Camuflage Cream w kolorze Ivory oraz jedyna zdobycz z promocji w Naturze: lakier Catrice nr 46 o wdzięcznej nazwie Berry Potter & Plumbledore.




5. Po opublikowaniu przez Yasinisi posta o topperach Life od razu pobiegłam do Super Pharm. Udało mi się dorwać dwa: nr 07 (z lewej) i 04 (z prawej).



6. Przechodzimy do promocji z Rossmanna. Oj, było zabawnie. Kobiety wyrywające sobie z rąk szminkę, nagły wzrost cen niektórych produktów i inne perypetie... W tygodniu "twarzowym" było u mnie skromnie. Tylko taniuśki, ale na co dzień mi wystarczający róż Wibo w kolorze nr 9 oraz puder Rimmel Stay Matte w kolorze Transparent.



7. Tydzień z oczami przebiegł też w miarę spokojnie. Mój absolutnie ulubiony, wspaniały i wydajny tusz Max Factor 2000 Calorie, w wersji podkręcającej. Pewnie starczy mi do następnej wielkiej promocji. 
Skusiłam się też na mój pierwszy eyeliner w żelu. Ten z Maybelline jest w miarę dobry. Spodziewałam się lepszej pigmentacji, ale nie jest źle.Używam do niego pędzelka Hakuro H85 pokazanego wyżej. Ciągle przyzwyczajam się do jego konsystencji i odmiennego sposobu malowania kreski.
Kupiłam też na próbę żel do brwi Wibo Eyebrow Stylist. Nie spodziewałam się po nim za dużo, a okazał się naprawdę świetny. Używam go codziennie, jestem z niego bardzo zadowolona. Na pewno kupię kolejne opakowania.



8. Zaczynamy tydzień lakierowy z Rossmanna. Na pierwszy ogień idą dwa lakiery Rimmel 60 Seconds. Po lewej to 613 Midnight Rendezvous - piękny bakłażan z kolekcji Rity Ory oraz po prawej 415 Instyle Coral
Zaplątał mi się tu też neonowy, pomarańczowy rodzynek z Claire's, który kiedyś tam upolowałam za 4 zł.




Następnie mamy piaski. Neonowa żółć i brzoskwinia z serii Lovely Ibiza oraz fiolecik i ciepły róż z Wibo Candy Shop. Fiolet to w sumie dostałam jeszcze przed promocją od mojego chłopaka, a brzoskwinię po dłuugich i intensywnych poszukiwaniach dorwałam już po obniżce.



Powoli zmierzając do końca, mamy odżywkę Eveline diamentową, która stałe (ale z umiarem) gości w moim repertuarze pielęgnacji paznokci. No i perełka: legendarny Max Factor nr 45 - Fantasy Fire. Mały i drogi, ale i tak nie umiem się doczekać, aż pomaluję tym cudem paznokcie :)



Tu mamy paski do Half Moon Manicure z Wibo. Normalnie ich cena była trochę zawyżona co do ilości, ale po rabacie było ok. Zwykle takie zdobienie robiłam ręcznie, ale pomoc się przyda.
Ostatni lakier to Miss Sporty Clubbing Colours o numerku 452.
Moje skórki nie są mocno narastające na paznokieć, ale suche i troszkę zgrubiałe po bokach. Byłam bardzo ciekawa jak zadziała na nie wychwalany żel Sally Hansen Instant Cuticle Remover, no i w końcu dostałam dobra okazję by się przekonać. Na moje problemy to do końca nie jest to, ale i tak go używam na sobie, a z jeszcze większym powodzeniem na moim chłopaku :D



Ostatnim moim zakupem, dosłownie z przed paru dni, jest podróba stempla-ideału zwanego Kand i trzy płytki z allegro.



Uff, mam nadzieję, że dotrwaliście do końca tej wyliczanki. Koniecznie pochwalcie się Waszymi łupami!

Całusy, Migdałowa :)

czwartek, 22 maja 2014

Pomadki Golden Rose Velvet Matte 07 i 13




Matowe szminki Golden Rose Velvet Matte to od kilkunastu tygodni wielki hit blogerski i nie tylko. Nie mogłam się na nie nie skusić. Idealną możliwość dała mi Diunay organizując zakupy grupowe. Częścią mojego zamówienia stały się dwie wspomniane pomadki, o numerze 07 oraz 13.




Po lewej: nr 07- pudrowy, przybrudzony róż. Dla mnie to bardzo naturalny kolor, idealny na co dzień. Czubek mi się lekko zgniótł, bo w tym egzemplarzu zatyczka mocno dolega do reszty opakowania i kręcąc się, sprawia, że sztyft szminki też się wysuwa i w tę zakrętkę wbija. Nosząc pomadkę w torebce łatwo o taką miazgę. Raz to w ogóle wypadła mi z opakowania w całości...

Po prawej: nr 13 - intensywna fuksja (czy też magenta?). Marzyłam to takim kolorze, teraz mam i to w macie. Jest piękna. I nie sprawia żadnych problemów :)




Szminki mają dość kremową konsystencję. Nakłada je się łatwo, równo. Nie suną po ustach tak łatwo jak szminki błyszczące, ale nie są tez bardzo "tępe". Efekt jaki dają to zdecydowanie mat - w zależności od koloru jest od mocniejszy lub też bardziej satynowy. Są mocno napigmentowane.

W moim przypadku bardziej suchy jest jasny róż. Dlatego też troszkę lepiej trzyma się na środku ust, ale i może bardziej je wysuszać. Fuksja jest bardziej satynowa i łatwiej znika z środka ust, na obrzeża trzyma się bardzo mocno. 
Tak czy inaczej szminki są bardzo trwałe, przy normalnym trybie życia 3 godzinki spokojnie wytrzymają, a jak nie będziemy zbytnio jeść i pić, to dłużej.
Co do wysuszania... ostatnio miałam sporo problemów z ustami, były wrażliwe i podatne na wysuszanie. Noszenie tych szminek pogarszało ich stan. Nawet teraz, gdy ich kondycja polepszyła się, to nadal dzień w tej szmince = kolejne 2 dni intensywnej pielęgnacji, żeby mi skóra płatami nie odeszła. Nie mniej jednak, wydaje mi się, że dla osób, których usta są w dobrej formie i zwykle nic ich nie rusza,to te szminki też nie zrobią krzywdy. U mnie te dolegliwości to chyba kwestia najgorszego stanu ust od kiedy pamiętam.






Do fuksjowej szminki używałam konturówki, również marki Golden Rose. Jest to Classics Waterproof Lip Pencil nr 306. Na zdjęciu jest ona po lewej stronie, po prawej 13 z Velvet Matte.
Konturówka ma nieco jaśniejszy i bardziej żywy odcień, ale na ustach bardzo dobrze uzupełnia się z pomadką.



Na koniec tak zwane samojebki :D
Często trudno ocenić czy dany kolor szminki (czy jakiegokolwiek innego kosmetyku) podoba nam się i będzie nam pasować, jeśli nie widzimy jak komponuje się z resztą twarzy, nawet cudzej.

Blady róż na zdjęciu jest rzeczywiście blady, tak jak w sztyfcie szminki. O dziwo, na żywo na moich ustach aż tak delikatny nie jest. Wygląda na twarzy żywiej, niż możecie to zobaczyć poniżej. Czytałam o nim, że jest tak jasny, że aż trupi. Dla mnie zdecydowanie nie. Żeby był tak maksymalnie naturalny, to nawet mógłby być
dla mnie odrobinkę dosłownie jaśniejszy. Ale i tak bardzo mi się podoba. 

Fuksja oddana jest raczej rzeczywiście.




Reasumując, ja te szminki bardzo polecam. Wyglądają pięknie, dają bardzo ciekawy efekt. Ich gama kolorystyczna liczy aż 20 odcieni, więc na pewno każdy znajdzie coś dla siebie. Nosząc je dostałam już parę komplementów i pytań "A co masz na ustach?". Fakt, że lekko wysuszają usta, ale to cena, jaką płacimy za matowe wykończenie. Po prostu trzeba pamiętać o lepszej pielęgnacji ust nosząc je, wtedy zdecydowanie warto je mieć.  Są bardzo dobrej jakości i również w genialnej cenie - 10,90 zł.

Mają małe wady, ale i tak zgadzam się - są hitem.